Dzisiaj po raz pierwszy oglądałam jeden z odcinków „W szponach obsesji”, amerykańskiego reality show na temat osób, które cierpią na zaburzenia lękowe (nerwica) i zaburzenie obsesyjno-kompulsywne (nerwica natręctw – różne jej odmiany).
Cieszę się, że taki program powstał (mimo, że w niektórych aspektach jest przesadzony).
W Polsce nerwica natręctw jest nadal tematem tabu. Dlaczego?
Ponieważ osoby na nią cierpiące (bardzo często racjonalne i logicznie myślące) zdają sobie sprawę, że ich problem jest nieracjonalny, niewytłumaczalny „na chłopski rozum”.
Osoby z OCD (Obsessive-compulsive Disorder – zaburzenie obsesyjno kompulsywne) czują się niezrozumiane przez otoczenie i najbliższych, którzy nie potrafią zrozumieć, jak można nie potrafić się kontrolować. To często prowadzi do kłótni rodzinnych, scysji i staje się źródłem kolejnego problemu.
Na początku programu każdy z uczestników przedstawia, jak zmieniło się jego życie, od kiedy cierpi na to zaburzenie. Pokazuje, jak obsesje i kompulsje kierują ich życiem.
W jednym z odcinków przedstawiono przykład kobiety, która panicznie bała się śmierci, szczególnie wieczorem. Miała wrażenie, że ktoś ją napada, ktoś może wkraść się do jej domu. Pacjentka bała się także trzęsienia ziemi (mieszkała w Kalifornii). Wszystko zaczynało się o zmroku – miała do wykonania serię rytuałów (zamykanie okiennic, zaglądanie pod łóżko i do szafy, itp), a także umysłowych kompulsji (musiała powtarzać w myślach określone formułki, „magiczne zaklęcia”, które miały na celu zapobiec trzęsieniu ziemi i tym samych uspokoić ją). Te sekwencje zachowań trwały od kilkunastu minut do kilku godzin, w zależności od nasilenia lęku. Problem pojawił się kilka lat temu, z czasem się pogłębił i doprowadził do rozwodu z ówczesnym mężem. On także objął opiekę nad ich córką, gdyż nie była ona w stanie należycie się nią zająć.
Jak sobie radzić w takiej sytuacji? Od czego zacząć?
W programie pacjent poddaje się terapii poznawczo-behawioralnej (16 tygodni pracy, raz w tygodniu). Metoda nazywa się ERP – exposure and respond prevention. Z jednej strony polega ona na nauczeniu się relaksowania (głębokiego oddychania) i relaksacji zwłaszcza w sytuacjach lękowych, a z drugiej strony polega na bezpośredniej ekspozycji na bodziec lękowy i „przetrwanie tego strasznego momentu”. Np. pacjentka została umieszczona w symulatorze trzęsień ziemi i miała przeczekać ten moment, nie uciekać i nie wykonywać rytuałów. Terapeuta w takich przypadkach musi być bardzo dyrektywny, czasami nawet „zmusić” pacjenta do wykonania pewnych zachowań monitorując swój lęk.
Są to jak dla mnie metody dla osób bardzo zmotywowanych i o „silnych nerwach”. Co z pozostałymi? Co z osobami, które chcą ale nie mogą? Co z osobami, których lęk paraliżuje w takim stopniu, iż nie są w stanie wytrzymać tej bojowej próby? To nie jest tak, że pacjent nie chce, czy nie zależy mu. Jego opór przed zmianą wynika z choroby na którą cierpi.
Dla mnie, jako terapeuty strategicznego, pewne techniki są zbyt drastyczne, zbyt agresywne. Nie wyobrażam sobie „chodzenia za pacjentem” (np. do łazienki, bo jego problem polega na kompulsywnej defekacji), czy nagabywania go, czy motywowania w tak negatywny dla mnie sposób.
Pracuję z osobami cierpiącymi na OCD od wielu lat. Stosuję krótkoterminową terapię strategiczną, gdzie skuteczność leczenia dla tego zaburzenia wynosi średnio 85% do 10 sesji.
W kolejnym poście opiszę dokładniej metody, jakie stosuję w leczeniu zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego.
______________________________________________________________