Mój krótki post jest komentarzem do artykułu, który ukazał się na stronie Wirtualnej Polski Kobieta. Zostałam poproszona, aby podzielić się moim doświadczeniem jako psycholog który pracuje za granicą Polski, także z Polakami.
Czytając komentarze pod artykułem chciałabym się odnieść do tych merytorycznych.
Mówiąc o „syndromie Włoch” chcieliśmy pokazać, iż w kraju który stereotypowo kojarzy się z dobrostanem i szczęśliwym życiem, nie zawsze jest różowo. Oczywiście, depresja polskich emigrantek nie odnosi się tylko do kobiet, które pracują we Włoszech, ale do wszystkich osób, które z różnych powodów wyjechały do pracy poza granice ojczyzny.
Nie jestem osobą, która ocenia wybory innych osób, ale mogę się zgodzić, iż depresja która dotyka Polki za granicą, w wielu przypadkach ma swoje początki wcześniej, jeszcze w Polsce. Często zmiana otoczenia, kraju, języka, kultury i nieumiejętność adaptacji do nowego środowiska tylko przyśpiesza ujawnienie się objawów depresyjnych. Nie jest powiedziane, że taka kobieta będąc w Polsce nie zachorowałaby na tą chorobę.
Po trzecie, nikt tu nie chciał generalizować i opisywać, jak to Polki są nieszczęśliwe za granicą. Oczywiście to tylko część prawdy. Jest bardzo wiele kobiet, które realizują się w pracy za granicą (nawet jako opiekunki), które mają cele do osiągnięcia, które odnajdują się w nowej rzeczywistości nie zaniedbując siebie i nie rezygnując z marzeń.
Nikt nie lubi marudzenia i narzekania. Chciałyśmy zasygnalizować iż taki problem istnieje.
I jeśli czytają nas kobiety, które odnajdują w sobie symptomy depresji, to apelujemy, aby nie czekamy, tylko zgłosiły się do najbliższego psychologa, psychoterapeuty o pomoc.
Jeśli ktoś jeszcze nie czytał artykuły, to poniżej podaję link.
http://kobieta.wp.pl/kat,65524,title,Depresja-polskich-emigrantek-Ciemna-strona-slonecznej-Italii,wid,17747420,wiadomosc.html?ticaid=115659
Pozdrawiam,
Agata RV