W ostatnim poście opisałam sytuację młodej, ambitnej dziewczyny, której nerwica lękowa uniemożliwiła pracę w firmie.
Dzisiaj czas na paranoję.
Przedstawię przypadek młodego grafika komputerowego, który pracował w dużej firmie na Pomorzu. Po ukończeniu studiów postanowił on pozostać w dużym mieście i poszukać pracy. Chciał połączyć swoje hobby (fotografię) z kierunkiem studiów (informatyka). Zatrudnił się w dużej profesjonalnej firmie, w której wykonywał sesje fotograficzne nowożeńcom, rodzicom, parom. Wyjeżdżał w plener. Poczuł, że jego życie nabrało wiatru w żagle. Kariera zawodowa układała się super, natomiast życie prywatne już dużo gorzej. Od zawsze miał problem z dziewczynami, był nieśmiały, małomówny. Podczas wykonywania sesji zdjęciowej poznał dziewczynę – druhnę – zauroczył się i przez kilka miesięcy obsesyjnie o niej myślał, nic nie robiąc. W końcu się przełamał, zadzwonił, umówił na spotkanie. Wszystko potoczyło się bardzo dobrze – poznali się, pokochali, byli razem przez ponad 2 lata. Jedynym słabym punktem tego związku był fakt, że był bardzo zazdrosny, strasznie się bał, że ją straci, że ona odejdzie. Z tego powodu kontrolował ją na każdym kroku (telefon, wyjście ze znajomymi, ecc.) To było powodem kryzysu w ich związku i przyczyną rozstania. Nie potrafił tego zaakceptować, walczył o nią, śledził ją, obsesyjnie ją nachodził, ecc.
Jednak pacjent nie zgłosił się do mnie z powodu rozstania. To traumatyczne dla niego przeżycie wytworzyło w nim przekonanie, że każdy mężczyzna jest jego potencjalnym rywalem, że to inni faceci są winni jej odejścia. Popadł w paranoję – przekonanie iż wszyscy mężczyźni chcą z nim konkurować, zaczął się bronić przed ich spojrzeniami, unikać rozmowy z nimi, a kiedy było to konieczne, zaczynał się bronić albo atakować innych. Za to, co się stało nie winił ani siebie, ani ex, tylko mężczyzn którzy mu ją odebrali.
Cała ta sytuacja miała wpływ na jego pracę. Wielu klientów zaczęło się skarżyć z powodu złych relacji z fotografem, który ich nie słuchał, obrażał, a raz nawet zwyzywał. To nie mogło uniknąć uwadze szefa. Został kilka razy upomniany za tak nieprofesjonalne zachowanie, ale pracownik tłumaczył się, że to klient go prowokował, a on nie może stać bezczynnie, nie potrafi nie reagować.
Jednak jedna z kłótni z klientami przebrała miarkę. Szef widząc negatywne konsekwencje jego zachowania, postawił mu ultimatum: albo upora się ze swoim problemem, albo zostanie zwolniony. Wysłano go na miesięczny urlop zdrowotny. Dzięki pomocy rodziny i znajomych uznał, że musi coś ze sobą zrobić i zgłosił się do mnie.
Jego urlop przedłużył się do 4 miesięcy. Pierwszym krokiem w naszej pracy była konieczność zmiany spojrzenia na całą sytuację (to znaczy zmiana kierunku przyczynowości zdarzeń : to nie inni mężczyźni go prowokują, ale to on widzi w nich potencjalnych rywali i w konsekwencji tak agresywnie reaguje). Kolejnym krokiem było stanięcie przed faktem, że został porzucony przez kobietę, że utracił kobietę, w której pokładał nadzieje na przyszłość, „że to on coś schrzanił”. To było dla niego najtrudniejsze – przebrnięcie przez żałobę z powodu utraty ukochanej kobiety. Trzecim krokiem milowym było wzięcie odpowiedzialności za własne zachowanie, zmiana podejścia wobec kobiet.
Pacjent wrócił do pracy w lepszej kondycji psychofizycznej, jednak potrzebował jeszcze kilku miesięcy, aby powrócić do poprzedniego rytmu pracy i konfrontacji z nowymi klientami. Nasza praca na tym się nie zakończyła. Pracowaliśmy intensywnie nad jego nieśmiałością, nad umiejętnością uwodzenia kobiet, itp. Ten etap terapii trwał trochę dłużej, gdyż wymagał nabycia kompetencji społecznych i wprowadzenia ich w życie. Obecnie chłopak wrócił do pracy i ponownie układa sobie życie.