Mojego narzeczonego poznałam 8 lat temu (mam prawie 30 lat), po 4 latach zamieszkaliśmy razem, a teraz planujemy ślub. Byliśmy szczęśliwi, a teraz wszystko zaczęło się komplikować.
Zaczęliśmy się kłócić, kiedy ja zaczęłam czuć się lepiej….. hmm. Zacznę od początku.
Od ponad 10 lat cierpię na nerwicę, często miałam ataki paniki, prawie przestałam jeździć samochodem. Potem poznałam Piotra. Dzięki niemu zaczęłam znowu żyć. Ponownie rozpoczęłam jeździć samochodem, ale tylko w jego obecności. Przestałam mieć napady duszności i zawroty głowy, zaczęliśmy wychodzić wieczorami ze znajomymi. Moje życie nabrało kolorów. Ale jak tylko zamieszkaliśmy razem, nerwica znowu zaczęła mi doskwierać. Zajmowałam się domem, chociaż po skończonych studiach chciałam znaleźć jakąś pracę. Piotr uważał, że lepiej jeśli zostanę w domu. Martwił się o mnie, gdyż wiedział, że boję się wychodzić sama z domu, boję się jeździć autobusem i tramwajem, a także windą. Piotr pracował w międzynarodowej korporacji, więc nie było go długo w domu. Ja po roku siedzenia sama w domu, prawie zwariowałam. To spowodowało, że zaczęłam szukać pracy, a w krótkim czasie ją znalazłam. Wiedziałam także, że aby móc pracować muszę zasięgnąć pomocy psychologa, gdyż nerwica często wracała.
W ciągu roku stanęłam na nogi. Ale tym razem chodziłam o własnych nogach, z głową podniesioną do góry. Wreszcie czułam się wolna. Praca dawała mi dużo satysfakcji, poznałam ciekawe osoby, rozwijałam się. Chciałam się zapisać na kurs tango argentyńskiego razem z Piotrem, ale pomysł mu się nie spodobał. Chciałam wyjść z koleżankami wieczorem, ale on stroił fochy i chciał być tylko ze mną.
Chyba moja zmiana nie do końca spodobała się Piotrowi.
Kiedy ja wreszcie poczułam wiatr we włosach i budziłam się z uśmiechem na twarzy, on zaczynał mnie krytykować, że za dużo wychodzę, że za dużo pracuję, ze dom nie jest posprzątany, a obiad nie ugotowany. Przyznałam mu trochę racji, choć nie do końca się z tym zgadzam. Ja się czułam szczęśliwa, że spełniam się w pracy i realizuje swoje pasje. Chciałam, żeby on to ze mną dzielił. A my tylko zaczęliśmy się oddalać od siebie.
Ja wyszłam z terapii jako silna i zadowolona z siebie osoba, a on mi tłumaczył, że jeszcze długa droga przede mną, że jeszcze nie rozumiem na czym świat się kręci i jaka jest rola kobiety we współczesnym świecie.
Więc ponownie umówiłam się na spotkanie z psychologiem. Kto ma rację? Co powinnam zrobić, aby zadowolić narzeczonego, a jednocześnie żyć w zgodzie ze sobą.
Często zdarza się tak, że osoba cierpiące na różne zaburzenia, mają partnera, z którym tworzą silną, emocjonalną relację. Jak tylko jeden z partnerów czuje się lepiej i staje na własnych nogach, równowaga w związku zostaje zaburzona. Są trzy wyjścia. 1. Druga osoba także się zmieni, dostosowując się i tworząc nowy harmonijny związek. 2. Partner zrobi krok w tył, wróci do starego schematu zachowania, który powielał przez wiele lat. 3. Partner, który się zmienił, odejdzie, gdyż stwierdzi, że nie jest w stanie tkwić więcej w tym patologicznym, bo opartym na toksycznej relacji, związku.
Wybór należy do nas!